Generalnie zadziały się dziwne rzeczy...przełożyli mi termin egzaminu na mgr studia...na 5.09-nie ma mnie całkiem wówczas w Gdańsku i PL na dodatek: ( Moja uczelnia okazuje się nieprzejednaną instytucją, która wcale nie dba o dobro studenta...i jak się okazuje nie jest "źródłem rzetelnej wiedzy" jak głosi hasło promujące ugie. Ta historia jest podszyta wieloma wątkami i zawiłościami w których to ja jestem całkiem bezradna i chwilowo bez wyjścia. Totalny potrzask. Jutro dzwonić będę do pani co się zajmuje sprawami studenckimi-do prodziekan znaczy się. Dawno już tak nikt mnie nie zdenerwował a apogeum było w piątek. Odwiedziłam "stosowne władze" jak to się zwać zwykli pracownicy rektoratu i tam spotkałam się dopiero z bezlitosnym formalizmem...ehu. Nie chce narzekać ale jestem zdruzgotana jakimś takim brakiem wyczucia. Naprawdę zrobiłam wszystko żeby podejść jutro do tego egzaminu i mieć to za sobą. Brak wyobraźni "stosownych władz" przyprowadził mnie do odkrycia, że jestem całkiem w tym sama. Liczę na empatię pani prodziekan. I dużą jej dozę.
Poza tym nastały upały. Maligna i stopienie ogólne.
Za dużo emocji ogólnie ostatnio. Czuję się dość wypłukana z radości. Formalizm zabija-ot co.
Tęsknie za Bratem. To też ostatnio się mocno odzywa we mnie. I za spokojem tęsknie i jakimś takim powrotem do siebie.
Ufam, że się zmieni.
Dobrej nocy wszystkim. Duszno dość. Powietrze zastygło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz