sobota, 30 lipca 2011

na miejscu.

całkiem w mieście ostatnio. jak na razie najbliższy tydzień też się tak zapowiada.
mimo tego, że jestem na miejscu. w przestrzeni mej miejskiej to całkiem nie w miejscu.

dużo się dzieje. jeszcze więcej przede mną. ludzie co bliscy też w zasięgu miasta są.

filmowy tydzień się zapowiada: kino pod niebem  - co cieszy.

mały kryzys minął. najważniejsze żeby dbać o codzienność. i ludzi. rozmawiać  warto. usłyszeć głos, posłuchać, powiedzieć, pomilczeć...poczuć Drugiego. to jest naprawdę dobre.

środa, 27 lipca 2011

dwa światy.

ostatnio każdego ranka wkraczam w świat dość bajecznie różowy. księżniczki, wróżki i inne takie tam syrenki... i tak przez 5h. wymagające to niebywale: ) trzeba zachować umiar i nie dać się ponieść wodzom fantazji w wymyślaniu zabaw w dom, szkołę, dentystę i sklep : )
całkiem inaczej jest po piętnastej. zupełnie inny mały człowiek. w tym świecie królują pociągi, samochody i wyścigi. trzeba być nieco bardziej otwartą na zyg zaka i wszelkiego rodzaju auta... tu jest o wiele więcej ruchu i działania.

dwa różne światy. zupełnie inne maluchy. inne temperamenty i oczekiwania. lubię z nimi pracować. nie da się tylko częściowo z nimi być. dzieci to wyczuwają czy zależy ci na zabawie...dobre są: ) 
to już końcówka. finisz. już zaczynam tęsknić.

piątek, 8 lipca 2011

pierwsze telemosty.

z nataszą. pierwsze telemosty.
nie ma co. jest radość.

walka, bitwa i gorzkość.

najmocniejszą toczę z alergią.

potem z komarami. tuż przed spaniem toczę wręcz bitwę.

besenność sprawia we mnie jakiś zupełny chaos więc to też walka...

jest jeszcze kilka innych walk jeszcze...tych zewnętrznych...

 *
praca w dużej firmie nie jest zawsze przyjemnością. toczę po prostu wojnę w sobie. ale już niedługo i będzie koniec: )

ludzie często zadziwiają swoją pomysłowością i nie zawsze jak się okazuje pozytywnie.

*
czasem jest smutno. ot tak. i gorzki niesmak pozostaje. co pociesza to fakt, że jutro jest też dzień i wszystko może się potoczyć zupełnie inaczej. sen przynosi wytchnienie i łagodność. dobrze, że ten tydzień powoli się kończy. za dużo się działo...wakacje w końcu. zwolnić trzeba.

poniedziałek, 4 lipca 2011

Nie ma co tego ukrywać i zaprzeczać: jest zimno i to zaczyna doskwierać. Zupełnie mam dość chłodnych poranków i jeszcze bardziej mroźnych wieczorów choć przyznam, że dość urokliwe są...zachód słońca zawsze cieszy - nawet jeśli tego słońca zupełnie w ciągu dnia nie udało się uświadczyć.

Czytam sporo, śpię też elegancko i do woli. Ludzi spotykam i czas z nimi spędzam. Dziś miły dzień był z G. i J. obiad pyszny i rozmowy dobre, a potem wieczór chillowy. Wakacje choć nieodczuwalne z powodu temp. to przynajmniej w dobre momenty bogate. 

Plan na najbliższy czas klaruje się intensywnie. Co cieszy. 

Poza tym coraz bardziej tęsknie za tymi co całkiem daleko są.  To taka tęsknota co powoli spokoju nie daje...

piątek, 1 lipca 2011

lipiec już.

po pierwszych wyprawach około wschodnich. lublin urzekł. na nowo jakoś. całkiem sporo dobrych ludzi tam poznanych i spotkanych. ot tak. miasto jest zupełnie magiczne i czas się tam zatrzymał, spowolnione wszystko jest. co też radością napawa, że tak można żyć.

widok na miasto stare. z zamku.
potem były kurpie i cała zieloność i chillu więcej niż aktywności. no chyba, że te krótkie rowerowe się liczą ; )

poza tym to dobrze jest. pogoda chwilowo nie dopisuje. ale to początek przecież. jeszcze lato zagości.

nie nazbyt wiele się dzieje. rozmowy dobre wczoraj były. i to nic, że czasem ludzie mur budują wokół siebie. przy odrobinie dobrej woli można cierpliwie czekać i choć wydaje się, że to trudne i sił zabraknie...to wystarczy trwać. choć to czasem boli. dobrze mieć ludzi, którzy słuchają. dzięki za wczoraj p.!
lubelska powrotna zieloność. ku stolycy!