czwartek, 5 sierpnia 2010

...

Duzo sie dzialo ostatnio. Wiele miejsc odwiedzilam. Chcialabym je tylko wymienic...Nazaret, Kana, Karmel. Cezarea, Gora Tobor i Blogoslawienstw, Kafarnaum, Tabgha...i jeszcze kilka innych.Wszystkie te miejsca wazne i warte zobaczenia. Jednak jakos Jerozolima jest mi najblizsza...nieco sie przyzwyczilam do tego brudu(naprawde jest nieco zasmiecone to miasto) i chaosu. Tygiel kultur, osobowosci, temperamentu...mysle,ze fanatyzmu tez. Nie tylko ze strony muzulmanow czy zydow...ze strony chrzescijan tez..niestety. Kiedys uslyszalam,ze fanatyzm to brak wyobrazni milosierdzia i konkretne spoznianie sie z miloscia wzgledem blizniego...zgadzam sie. W Jerozolimie doswiadczyc mozna tego wszystkiego po trochu. Oczywscie jest miejsce na spokojne zatrzymanie sie i odnalezienie takiej przestrzeni w ktorej poczujesz sie najpewniej. Jak u siebie;) ja taka znalazlam. Bardzo sie ciesze,ze tu jestem. Ciesze sie tez,ze nie rozumiem tych wszystkich zwyczajow, ludzi...ze nie znam ich jezyka...taka terra incognita...dzieki temu moge chlonac i poznawac, uczyc sie i smakowac, dotykac, wchodzic w dyskusje i byc tu po prostu. To fajne uczucie kiedy ide uliczkami jerozolimskimi i wymieniam usmiechy z arabami z ktorymi zamienilam slowko albo ktorzy sa zanjomymi znajomych; ) Zawsze sie spytaja jak sie mam i wymienia poglady o dzisiejszym dniu;) Nawet sie juz nie boje tego greckiego mnicha co pilnuje wejscia do Grobu Bozego...dzis np. ja kupowalam wode a On dwie ogromne butle coli i sprite'a;)ot ascetyczne podejscie do zycia;) Usmiechnal sie i cos szepnal po grecku sobie...Uliczki i skroty jerozolimskie sa juz dobrze znane. Nie gubie sie i wszystko jest logiczne w tej gmatwaninie, labiryncie miejskim. Dobrze tu byc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz