niedziela, 20 lutego 2011

Pustynia.

Pojechałam do Grabowca w ostatnim czasie. Zawieźli mnie Rodzice. Brnęliśmy przez zaspy i śniegi, bo zdecydowanie na Kaszubach jest go więcej niż w mieście mym rodzinnym. Dojechaliśmy cało. Z przygodami i zakopywaniem się w śnieżne zaspy.

Zupełna cisza i spokój tam. Dobry czas. Pomodliłam się. Pobyłam w całkowitej ciszy - przerywanej jedynie napadami kaszlu i to w dodatku moimi; ) Spacerów kilka się nadarzyło co jest zupełnie super, bo tam jest gdzie chodzić...W ostatnim dniu z rana był mały zaskok, bo na liturgii spotkałam ludzi dwóch+ (ich przyjaciel) z DA Górka co było zdecydowanym przerwaniem wyciszania się. Zjedliśmy śniadanie w konspirze; ) i herbatę pyszną piliśmy. Super to było! Tak sobie myślę, że to równie ważne było jak cały ten czas ciszy i samotności.

Wracałam z przygodami. Oczywiście pks nie jeździł tego dnia a miał...zatem westchnęłam pobożnie...św. Ekspedycie - ratuj moje życie i generalnie zatrzymało się takie auto...nie znam się ale mercedes wysokiej klasy bardzo to był...; )było to śmieszne, bo całkiem głośno muza leciała...taki ostry bit...tak też wjechaliśmy do Wejherowa; ) a rzeczone miasto całe w śniegu i mrozie...nie miałam ochoty się zatrzymywać tam dłużej...kilka razy tam byłam już i zwiedzania jest mało a właściwie nie ma czego; )

Grabowiec i leśne okolice. Polecam.

Bramo otwarta do nieba!


moja cela.

dobry obiad.

wnętrze Kościoła.

las całkiem zimowy.

Kościół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz