poniedziałek, 30 sierpnia 2010

tygodnia poczatek.

Wczoraj intensywny dzien w spotkania. Przegadany calkowicie. Bylam na dwoch mszach: ) nie mam jakiegos naglego wzrostu poboznosci; )tylko bardzo chcialam byc na dwoch bo jedna byla calkiem po polsku a druga w Ormian katolikow. Ciekawe doswiadczenie. Dobrze,ze byl dostepny "przewodnik" po angielsku, bo calkowicie bez tego nie mozna byloby sie polapac w tym rycie.Moze to kwestia czestszego uczestniczenia i przyzwyczajenia...ale kazdy gest tak jak u nas zawiera w sobie ogromna tajemnice. I bez odpowiedniego zrozumienia nie da sie w pelni uczestniczyc. Nie wypada byc obserwatorem...
Na mszy byla tez obecna pani spiewaczka-prawie operowa; ) potwierdzilo sie,ze glosno nie idzie w parze z ladnie. Ale teraz tak sobie mysle,ze  gdyby nie ona i sedziwy pan organista oraz s. C to nic by z tego spiewu nie bylo...zatem do glosnego zawodzacego spiewu idzie sie przyzyczaic.

Kolejne momenty dnia byly intensywne w emocje jakos tak...niektore sprawy powoli sie w nas ukladaja i jak sie uloza to juz wybijaja z wielka moca. Wiem,ze to dosc pokretne i na okolo...ale w kazdym czasie mamy tyle sily i laski ile nam dokladnie potrzeba. Zatem nie oplaca sie nigdzie uciekac-zwlaszcza od ludzi co wartoscia ogromna sa. Taki moral z moich przemyslen; )

Potem herbatka z zaprzyjaznionymi polakami. Milo bylo podyskutowac o sytuacji spoleczno-politycznej tu, o nastrojach, codziennosci. Owocne rozmowy-otwierajace oczy. Cenny czas.

Wieczor spedzilam w milym towarzystwie na najbardziej znanym deptaku w okolicy. Kolacje tam spozyla nawet...falafel w sensie. Dobry. Nawet lepszy niz na st.miescie.

Dzisiejszy dzien nieco trudny byl. Taki calkiem podzielony na elementy,kawalki...sama bylam przez pierwsza czesc dnia w biblio. Fajnie intensywnie pracowity czas. Udalo sie nadrobic chorobowe zaleglosci. Druga czesc dnia z ludzmi bardziej: ) ale jakos niewiele mowilam. Taki dzien: )Bylam dzis na adoracji. Jak zwykle tkz. skrotem;) sobie poszlam czyli nie Via Dolorosa. Jest taki moment podczas tego skrotuze lepiej nos zatykac 5 m przed. Nazywam ten moment roboczo: kurnikiem, bo tak pachnie. Kur tam nie ma choc bywaja kurczaki male-zywe: ) To miejsce gdzie na ulicy w klatkach sprzedaja kroliki kurczaki, papugi, skorpiony, waz boa sobie mieszka w zamalym terrarium, jakies gryzonie widzialam, w zeszlym tygodniu w klatce bez zabezpieczenia pelzal pyton...zastanawiam sie czy nadal chodzic przez ten skrot; )

Wieczor dzisiejszy na malych zakupach. Pierwsze wprawki prezentowe: ) Potem krotki spacer. Fotosy. A teraz kapiel, lozeczko, ksiazka i sen. Jeszcze tylko rozmawowie sie tu z jednym takim. Wypijemy zwyczajowo soczek ze swiezych cytusow i powymieniamy opinie o rzeczywistosci. Lubie z tym jegomosciem sobie rozmawiac. Przyszedl.Nic. Zmykam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz