sobota, 4 września 2010

rytm to niesmiertelnosc.

wczorajszy dzien bardzo jakos taki nerwowy. sprawa z mgr sie troche odmienila i calkiem nie jest po mojej mysli. duzo wczoraj kombinowania, kontaktowania sie, rozmow i rad. mysle, ze sie ulozy. zreszta przyszly wiesci z PL, ze  innym drogim osobom jakos tez sie nie wiedzie nadzwyczajnie w bojach naukowych. zatem chwilowe zmartwienie tez tym. jednak trzeba miec jakis plan na najblizszy czas. kilka pomyslow przyszlo do glowy. bedzie jakos.

rozmawialam z stefkiem dzis i jakos sentymentalnie sie zrobilo. jakby pieknie bylo z wami zaspiewac jeszcze.moze sie nadarzy po powrocie.

wybralam sie wczoraj na targ zydowski. w poszukiwaniu pysznych owocow po tanioszce i fotosow. udaly sie te dwie kwestie polaczyc. byl halas i ogolny zamet ale udalo sie z tego wyjsc zwyciesko. nawet bardzo. dzis od rana towarzyszy mi ta muza i jakos nie opuszcza. bardzo lubie te plyte. rytm to niesmiertelnosc w koncu, a taki rytm to zwlaszcza: ) od rana intensywnosc jerozolimska. spacery wszelakie i przepychanie sie pomiedzy rosyjskimi pielgrzymami i arabami: ) bezcenne. nawet mnie to nie irytuje juz. sie idzie przyzwyczaic.
rano w Bozym Grobie byla msza po PL, chyba moja ostatnia tam. mocne slowo dajace nadzieje uslyszalam. zatem jest 10.25 a ja juz tyle intensywnosci mam w sobie.

dzien piekny sie zapowiada. turystyczno-odpoczynkowy. zatem: ku przygodzie!na dobry koniec postu: polecam .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz