niedziela, 25 lipca 2010

Niedzielnie z Jerozolimy

Dzien moj zaczety bardzo wczesnie daje sie odczuc...chwilowa sennosc.
Intensywnosc nieslychana. Bylam na mszy skoro swit u ss.elzbietanek-oczywiscie pomylilam droge, bo rano bylo i tu kazda uliczka jest bardzo poobna...musze wychodzic z domu z konkretnym zapasem czasu. Na szczescie nie spoznilam sie na poranna Eucharystie: ) Potem na sniadanie i chwila odpoczynku na tarasie mojego nowego domu: ) czytalam sobie Mertona i przewodnik po Jerozlimie. Wypakowalam sie ostatecznie i oswajam z  rzeczywistoscia: ) Potem obiad w towarzystwie uroczych wloszek i hiszpanow. Od razu po obiedzie wybralam sie na wyprawe pod Sciane Placzu, raz tylko pomylilam droge: ) Spotkalam milego pana Beduina i wdalam sie w ciekawa dosc rozmowe...: ) Po tej milej i dajacej do myslenia pogawedce wkroczylam w swiat zydowski. Kontrola taka jak na lotnisku przy wejsciu na plac przy Scianie Placzu, nie dziwi mnie to w ogole ale daje do myslenia bardzo, ze to smutne w sumie ze jest ciagly niepokoj i kontrola...pomodlilam sie wiec o pokoj dla tego miejsca i ludzi co je tworza. Wszedzie mnostwo policji i wojska uzbrojonego w karabiny-jesli o mnie chodzi to ja nie czuje sie bezpieczniej...to jakos odwrotnie na mnie dziala-ale nic... Przeszlam sie po uliczkach zydowskiej dzielnicy i wrocilam dystryktem kupieckim; ) Wszedzie rzecz jasna zaczepiaja i probuja na sile pomoc albo zapraszaja do swoich sklepikow...ale ja sie nie dam!: ) Na 15 bylam zmowiona na spacer po Nowej Jerozolimie z ojcem A. i na dobry poczatek odwiedzilismy ss. elzbietanki, mile rozmowy, dobre ciasto i owoce , pyszna kawa przy duzej dozie zartow i smiechu: ) Potem spacer po nowej czesci miasta, male zakupy, krzepiace rozmowy i powrot na chwile do domu. Za jakis czas kolacja i przejde sie do Bazyliki Grobu Swietego, bo wczoraj bardzo tloczno bylo i nie wszedzie udalo sie dojsc i westchnac nawet-taki chaos tam byl: (
Mam lepszy nastroj dzis, bo jakos wczoraj to zmecznie i smutek byl obecny. Ale czuje, ze to zmeczenie podroza bylo. Nie udaje sie oderwac od mysli co w PL tak mocno mnie absorbowaly...nie o to chodzi chyba...tylko o to zeby sie pozbierac i poukladac na nowo wszystko w sobie.
I zaczac dzialac.
Dzien sie nie skonczyl a tyle we mnie zachwytow...coraz bardziej we mnie pulsuje raddosc...

to dobre posumowanie dnia.

http://dominikanie.pl/multimedia/video/m_id,181,rozmowa_ze_sw_jozefem.html?mod_rewrite=multimedia/video/m_id,181,rozmowa_ze_sw_jozefem.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz