sobota, 14 sierpnia 2010

Jak dzieci...

Dzien zaczety wczesnie. Mimo walki porannej wytrwalam bez marudzenia do teraz: ) Duzo emocji temu mojemu wstawaniu towarzyszylo: ) Wygralam te walke!!! Bylam dzis przez dzien caly na Gorze. Bylo intensywnie. Pracowalam troch fizycznie. Njapierw mycie okien a potem malowanie zjezdzalni dla Maluchow. Przy tym taka glupawka byla...to chyba generlanie od slonca...ale ozywialo to znacznie atmosfere przy pracy. Mialam bardzo ciekawa rozmowe z s. S. taka ubagacajaca.Bardzo to wszytsko cenne.

Rano bylam na mszy w polskim domu i tam uslyszalam,ze mamy byc jak dzieci...ogromnie ufnie podchodzic do zycia. Niby oczywistosc ale mi to dzis bylo ogromnie potrzebne. Dalo nadzieje. Po jakims czasie siostry z polskiego domu przyszly na Gore i wedle zaslyszanego rano slowa o dzieciecej bezstrosce-przyniosly wor cuksow: ) To sie nazywa dzialac z moca: )

Z Gory zbiegalam bez sandalow-zreszta nie tylko ja; ) fajne doswiadczenie. Calkowite zjednocznie z ta ziemia: )

Poszlismy jeszcze do Grobu a tam mnisi greccy spiewali sobie w najlepsze...to co tu slysze na kazdym kroku daje mi taka radosc wewnetrzna. Bogactwo harmonii i dzwiekow jest powalajaca!Zwlaszcza po takim dniu jak dzisiejszy.

Jutro W. odnawia sluby, dostaje habit na nowo. Pamietam i sie modle za Ciebie tu-bracie! Badz w tym wszystkim ufny jak dziecko!: )

Dobry dzien mimo emocji i trudu wchodzenia na ta Gore...czuje wdziecznosc, ze mimo trudu przychodzi w koncu radosc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz