Duzo sie dzieje. Naprawde. Wczoraj na Drodze + spotkalam z znajoma z Gdanska. Niezly to motyw tak spotkac kogos w Jerozolimie. Poszlam z Nia na Gore Oliwna, bo tam wlasnie mieszka M. i jej grupa. Posiedzialam, pogadalam. Dobry to wieczor byl. Bardzo.
Dzis jakos tak maksymalnie jest goraco. Naprawde sytuacja jest wyjatkowo mokra;) Rozplywam sie. Dzien spokojny. Dzis dwie godziny popracowalam w biblio. a potem sobotnie sprzatanie i pranie-ot zwyczajnosc.
Odpoczelam nieco, bo bylo to wskazane.Potem wybralam sie pod Sciane Placzu. Tak po prostu. Zobaczyc jak Zydzi swietuja. Lubie tu siedziec w roznych waznych miejscach dla 3 wielkich religii i obserwowac. Najzwyczajniej w swiecie siedze i nic nie robie: ) tylko chlone.
Spacer swoj kontynuowalam wzdluz i nad Dolina Cedronu. Poszlam do ogrodu Getsemani. W tak zwanym miedzyczasie porozmawialam z greckim mnichem: )i to po PL prawie : ) znaczy sie on mowil po rosyjsku a ze kumam to mu odpowiadalam jak umialam...i wyszla z tego mieszanka ros-pol. Po te powalajacej konwersacji poszlam na St. Miasto.
Niedlugo zaczne zdjecia jakies wrzucac. Czas udostepniac moje fotosy. Linka umieszcze.
Tak jak wczesniej pisalam wczoraj bylam na Drodze + i nie bylo to najlepsze doswiadczenie...w takim sensie, ze chaos ogromny. Zero wyczucia i szacunku ze strony przechodniow...i zaspiew z minaretow. Ponoc to specjalnie robia...przykre,ze tak sie dzieje. Nic sie nie da na to poradzic...nie ma wzajemnego zrozumienia tu.
Nie wiem czy to sie w ogole zmieni.
Codziennie widze rzeczy ktore mnie zadziwaja i jednoczesnie smuca...Spotykam jednakowoz bardzo duzo dobrych ludzi i nie ma we mnie takiego poczucia,ze ludzie tu mieszkajacy sa zagrozeniem, niebezpieczenstwem. Oczywiscie jest dystans, bo to zdrowe w koncu: )ale nie we mnie leku. Jak na razie-rzecz jasna :) W Jerozolimie jest duzo kolorow i zapachow. Np. dzis rano jak wracalam z dzielnicy muzulmanskiej to wszedzie pachnialo zupka chinska...sie usmialam. Popoludniu zas w tej samej czesci miasta unosil sie zapach sezamu...Kolory sa powalajace...glownie chodzi o stroje i towary...echu....niesamowita paleta i bogactwo...grynszpan, rubin, ochra...wszystkie odcienie zieleni i niebieskiego. Generalnie zachwyt.
Teraz mam odpoczynek. Bo naprawde jest goraco...nawet teraz. Wieczor zamierzam spedzic w Bazylice Grobu-pojde na zamkniecie i troche przed a potem cos poczytam, bo mam braki.
Jutro wyprawa do Jerycha i nad Morze calkiem martwe. Intensywny dzien zatem przede mna.
Nie ma wątpliwości - tylko wtedy jestem w pełni normalną osobą, gdy dostępna mi jest duża doza samotności. T.Merton
sobota, 31 lipca 2010
czwartek, 29 lipca 2010
...
Ostatnio nie pisalam, bo w ogole na to czasu nie bylo i jakos zupelnie humor sie popsul na cale dwa dni...moje mysli determinuja rzeczy i sprawy zostawione w PL. Lecz nie zamierzam sie poddawac w tej walce o dobry nastroj. Przyjdzie pokoj-to pewne.
Wczoraj zupelnie niespodziewanie przed zamknieciem biblio. zjawil sie mlody czlowiek u naszych drzwi. Szesc m iesiecy temu wyruszyl z Kolonii i wlasnie wczoraj przybyl do Jerozolimy. Tak postanowil i wykonal swoj plan. Zupelnie bez pieniedzy-korzystal tylko z dobroci ludzi napotkanych. Dla mnie to dosc niesamowite tak radykalnie zmienic swoje zycie...zostawic wszystko: dom, ludzi, przyzwyczajenia i wszytskie ograniczenia...po prostu wyruszyc na spotkanie ludzi i Boga. Spedzilam z C. wczoraj nieco czasu. Poszlismy razem do Bazyliki Grobu Bozego, bo tam byl koniec jego wyprawy. Rozmawialismy sporo wieczorem i jestem przekonana,iz jego wyprawa bardzo zmienila jego zycie i nastawienie do drugiego czlowieka. Wnioski swoje snuje z wysluchania jego historii. Czasem trzeba tak chyba postawic swoje zycie do gory nogami zeby spotkac sie ze soba. Z swoimi potrzebami, pragnieniami. Radykalna zmiana miejsca, decyzja na nowe zycie przynosi ukojenie. Wytwalosc i wiernosc. Tylko tyle.
W ogole to dosc zaskakujace ale C. mowi po polsku. Jego Mama jest z pochodzenia polka. Dzis tez sie spotkam z nim i bedzie dalsza czesc opowiesci. A tu link do jego bloga: http://jerusalemcalling.de/
Wszystko po niemiecku na tym blogu...niestety, bo wlasnie C. jest niemcem mowiacym po polsku: )
Jeszcze pewnie dzis sie naslucham opowiesci. To niesamowite i niezwykle-uwazam.
Staram sie spacerowac i odkrywac nowe miejsca tu. Obserwowac i chlonac. Mam kilka przemyslen lecz wole je zebrac w cos bardziej konkretnego. Potrzebuje wiecej czasu. Na wszystko w sumie...na spotkanie ze soba sama i na poukladanie w glowie pewnych spraw zeby nic sie nie rozmylo. Zeby cel stal sie bardziej jasny. Otwartosc i gotowosc na nowe! to haslo tego tygodnia.
Wczoraj na kolacji bylo bardzo smiesznie. Usiadlam jak zwykle do stolu z innymi wolontariuszami a ze dosiasc sie moze kazdy to przyszedl do nas taki ksiadz staruszek o bardzo spokojnym wyrazie twarzy. Zagail mnie i spytal skad jestem i takie inne formalizmy; ) Kulturalnie jest odwzajemnic pytanie tak tez zrobilam: ) Coz...okazalo sie, ze jadlam kolacje u boku nuncjusza apostolskiego kardynala na dodatek. Smiesznie dosc, bo w ogole nie dalo sie poznac, ze to szycha procz tego, ze mial wyjatkowo duzy pierscien na reku; ) Milo nam sie rozmawialo...smiesznie. Serdeczny bardzo kardynal mi sie trafil: )
Przezywam zachwyt serwowanymi tu warzywami!: ) a oliwki sa bezbledne!W ogole duzo dobrych owocow tu nam daja: ) Ciesze sie, bo zupelnie jakos inaczej smakuja niz w moim kraju ojczystym. Sa pelniejsze w smaku: ) Mam warzywno-owocowy zachwyt w sobie.
Dosc roznorodny ten wpis ale wlasnie tak tu jest. Intensywna zmiennosc.Oby tak dalej.
Wczoraj zupelnie niespodziewanie przed zamknieciem biblio. zjawil sie mlody czlowiek u naszych drzwi. Szesc m iesiecy temu wyruszyl z Kolonii i wlasnie wczoraj przybyl do Jerozolimy. Tak postanowil i wykonal swoj plan. Zupelnie bez pieniedzy-korzystal tylko z dobroci ludzi napotkanych. Dla mnie to dosc niesamowite tak radykalnie zmienic swoje zycie...zostawic wszystko: dom, ludzi, przyzwyczajenia i wszytskie ograniczenia...po prostu wyruszyc na spotkanie ludzi i Boga. Spedzilam z C. wczoraj nieco czasu. Poszlismy razem do Bazyliki Grobu Bozego, bo tam byl koniec jego wyprawy. Rozmawialismy sporo wieczorem i jestem przekonana,iz jego wyprawa bardzo zmienila jego zycie i nastawienie do drugiego czlowieka. Wnioski swoje snuje z wysluchania jego historii. Czasem trzeba tak chyba postawic swoje zycie do gory nogami zeby spotkac sie ze soba. Z swoimi potrzebami, pragnieniami. Radykalna zmiana miejsca, decyzja na nowe zycie przynosi ukojenie. Wytwalosc i wiernosc. Tylko tyle.
W ogole to dosc zaskakujace ale C. mowi po polsku. Jego Mama jest z pochodzenia polka. Dzis tez sie spotkam z nim i bedzie dalsza czesc opowiesci. A tu link do jego bloga: http://jerusalemcalling.de/
Wszystko po niemiecku na tym blogu...niestety, bo wlasnie C. jest niemcem mowiacym po polsku: )
Jeszcze pewnie dzis sie naslucham opowiesci. To niesamowite i niezwykle-uwazam.
Staram sie spacerowac i odkrywac nowe miejsca tu. Obserwowac i chlonac. Mam kilka przemyslen lecz wole je zebrac w cos bardziej konkretnego. Potrzebuje wiecej czasu. Na wszystko w sumie...na spotkanie ze soba sama i na poukladanie w glowie pewnych spraw zeby nic sie nie rozmylo. Zeby cel stal sie bardziej jasny. Otwartosc i gotowosc na nowe! to haslo tego tygodnia.
Wczoraj na kolacji bylo bardzo smiesznie. Usiadlam jak zwykle do stolu z innymi wolontariuszami a ze dosiasc sie moze kazdy to przyszedl do nas taki ksiadz staruszek o bardzo spokojnym wyrazie twarzy. Zagail mnie i spytal skad jestem i takie inne formalizmy; ) Kulturalnie jest odwzajemnic pytanie tak tez zrobilam: ) Coz...okazalo sie, ze jadlam kolacje u boku nuncjusza apostolskiego kardynala na dodatek. Smiesznie dosc, bo w ogole nie dalo sie poznac, ze to szycha procz tego, ze mial wyjatkowo duzy pierscien na reku; ) Milo nam sie rozmawialo...smiesznie. Serdeczny bardzo kardynal mi sie trafil: )
Przezywam zachwyt serwowanymi tu warzywami!: ) a oliwki sa bezbledne!W ogole duzo dobrych owocow tu nam daja: ) Ciesze sie, bo zupelnie jakos inaczej smakuja niz w moim kraju ojczystym. Sa pelniejsze w smaku: ) Mam warzywno-owocowy zachwyt w sobie.
Dosc roznorodny ten wpis ale wlasnie tak tu jest. Intensywna zmiennosc.Oby tak dalej.
wtorek, 27 lipca 2010
Powoli sie nie da...
Zupelnie wszystko nabiera z kazda minuta intensywnosci...doprawdy!Nie jestem specjalnie zabiegana...ale wokol wszystko pedzi-mam nadzieje,ze sie uspokoi; ) Wczoraj moj pierwszy dzien w bibliotece. Bylam nieco zestresowana, ze nie podolam i okaze sie "bublem" ; ) ale chyba dam rade. Wydaje mi sie, ze moje obowiazki okaza sie do ogarniecia. Wczoraj zostalam wprowadzana w tajniki systemu bibliotecznego i zdaje sie, ze zalapam o co chodzi. Przede mna sterty czasopism o przeglaniecia i opieczetowania...te czasopisma sa oprawione w grube, sztywne okladki i dosc sa niekiedy ciezkie; )Ale zawsze kiedy bede wymiekac moge odpoczac przeciez: )To jest istotne pocieszenie: )
Wczoraj wieczorem udalo sie w koncu wejsc do Grobu Bozego...cisza i spokoj jest po 20. Udalo sie pobyc tam chwilke...Po powrocie mialam dobra i owocna rozmowe. Taka co zycie nieco zmienia w radosc i nadaje nadzei... Dziekuje Ci bardzo! Zmienia sie wszystko...przychodzi spokoj i wdziecznosc...coraz mocniej to czuje.
Dzis o rana jakos tak szybko...poranne owiedziny u ss. elzbietanek w celach wiadomych: ) potem sniadanie i biblioteka na chwile. Wybralam sie z zacna ekipa na zwiedzanie Muzeum Izraela. Bylo bardzo intensywnie i ciekawie. Sztuka hellenistyczna, grecka, zydowska.egipska// Wszelkie przejawy bizuterii, bronii, architektury...sztuka nowoczesna. Fajne bardzo bylo tez Sanktuarium Ksiegi a tam zwoje odnalezione w miejscowosci, ktorej teraz nie pamietam ale jest bardzo istotna; )
Po 15. wrocilam o biblio. a pod wieczor wybralam sie na spacer z T. na Gore Oliwna...slodki losie...co za widoki...po drodze mijalismy cmentarz zydowski a tam Zydzi odmawiali קדיש Nawet udalo sie to uchwycic i bedzie fotos z tego: )
Jak juz wrocilismy na St. Miasto to zasiedlismy w muzulmanskiej knajpce i jedzo dobre zamowlismy.
Tez z tego fotos bedzie: )
Dobry bardzo ten dzien byl. Jutro pewnie bedzie spokojniej. Nawet bym chciala:)
Spokojnych snow bardzo zycze!
Wczoraj wieczorem udalo sie w koncu wejsc do Grobu Bozego...cisza i spokoj jest po 20. Udalo sie pobyc tam chwilke...Po powrocie mialam dobra i owocna rozmowe. Taka co zycie nieco zmienia w radosc i nadaje nadzei... Dziekuje Ci bardzo! Zmienia sie wszystko...przychodzi spokoj i wdziecznosc...coraz mocniej to czuje.
Dzis o rana jakos tak szybko...poranne owiedziny u ss. elzbietanek w celach wiadomych: ) potem sniadanie i biblioteka na chwile. Wybralam sie z zacna ekipa na zwiedzanie Muzeum Izraela. Bylo bardzo intensywnie i ciekawie. Sztuka hellenistyczna, grecka, zydowska.egipska// Wszelkie przejawy bizuterii, bronii, architektury...sztuka nowoczesna. Fajne bardzo bylo tez Sanktuarium Ksiegi a tam zwoje odnalezione w miejscowosci, ktorej teraz nie pamietam ale jest bardzo istotna; )
Po 15. wrocilam o biblio. a pod wieczor wybralam sie na spacer z T. na Gore Oliwna...slodki losie...co za widoki...po drodze mijalismy cmentarz zydowski a tam Zydzi odmawiali קדיש Nawet udalo sie to uchwycic i bedzie fotos z tego: )
Jak juz wrocilismy na St. Miasto to zasiedlismy w muzulmanskiej knajpce i jedzo dobre zamowlismy.
Tez z tego fotos bedzie: )
Dobry bardzo ten dzien byl. Jutro pewnie bedzie spokojniej. Nawet bym chciala:)
Spokojnych snow bardzo zycze!
niedziela, 25 lipca 2010
Niedzielnie z Jerozolimy
Dzien moj zaczety bardzo wczesnie daje sie odczuc...chwilowa sennosc.
Intensywnosc nieslychana. Bylam na mszy skoro swit u ss.elzbietanek-oczywiscie pomylilam droge, bo rano bylo i tu kazda uliczka jest bardzo poobna...musze wychodzic z domu z konkretnym zapasem czasu. Na szczescie nie spoznilam sie na poranna Eucharystie: ) Potem na sniadanie i chwila odpoczynku na tarasie mojego nowego domu: ) czytalam sobie Mertona i przewodnik po Jerozlimie. Wypakowalam sie ostatecznie i oswajam z rzeczywistoscia: ) Potem obiad w towarzystwie uroczych wloszek i hiszpanow. Od razu po obiedzie wybralam sie na wyprawe pod Sciane Placzu, raz tylko pomylilam droge: ) Spotkalam milego pana Beduina i wdalam sie w ciekawa dosc rozmowe...: ) Po tej milej i dajacej do myslenia pogawedce wkroczylam w swiat zydowski. Kontrola taka jak na lotnisku przy wejsciu na plac przy Scianie Placzu, nie dziwi mnie to w ogole ale daje do myslenia bardzo, ze to smutne w sumie ze jest ciagly niepokoj i kontrola...pomodlilam sie wiec o pokoj dla tego miejsca i ludzi co je tworza. Wszedzie mnostwo policji i wojska uzbrojonego w karabiny-jesli o mnie chodzi to ja nie czuje sie bezpieczniej...to jakos odwrotnie na mnie dziala-ale nic... Przeszlam sie po uliczkach zydowskiej dzielnicy i wrocilam dystryktem kupieckim; ) Wszedzie rzecz jasna zaczepiaja i probuja na sile pomoc albo zapraszaja do swoich sklepikow...ale ja sie nie dam!: ) Na 15 bylam zmowiona na spacer po Nowej Jerozolimie z ojcem A. i na dobry poczatek odwiedzilismy ss. elzbietanki, mile rozmowy, dobre ciasto i owoce , pyszna kawa przy duzej dozie zartow i smiechu: ) Potem spacer po nowej czesci miasta, male zakupy, krzepiace rozmowy i powrot na chwile do domu. Za jakis czas kolacja i przejde sie do Bazyliki Grobu Swietego, bo wczoraj bardzo tloczno bylo i nie wszedzie udalo sie dojsc i westchnac nawet-taki chaos tam byl: (
Mam lepszy nastroj dzis, bo jakos wczoraj to zmecznie i smutek byl obecny. Ale czuje, ze to zmeczenie podroza bylo. Nie udaje sie oderwac od mysli co w PL tak mocno mnie absorbowaly...nie o to chodzi chyba...tylko o to zeby sie pozbierac i poukladac na nowo wszystko w sobie.
I zaczac dzialac.
Dzien sie nie skonczyl a tyle we mnie zachwytow...coraz bardziej we mnie pulsuje raddosc...
to dobre posumowanie dnia.
http://dominikanie.pl/multimedia/video/m_id,181,rozmowa_ze_sw_jozefem.html?mod_rewrite=multimedia/video/m_id,181,rozmowa_ze_sw_jozefem.html
Intensywnosc nieslychana. Bylam na mszy skoro swit u ss.elzbietanek-oczywiscie pomylilam droge, bo rano bylo i tu kazda uliczka jest bardzo poobna...musze wychodzic z domu z konkretnym zapasem czasu. Na szczescie nie spoznilam sie na poranna Eucharystie: ) Potem na sniadanie i chwila odpoczynku na tarasie mojego nowego domu: ) czytalam sobie Mertona i przewodnik po Jerozlimie. Wypakowalam sie ostatecznie i oswajam z rzeczywistoscia: ) Potem obiad w towarzystwie uroczych wloszek i hiszpanow. Od razu po obiedzie wybralam sie na wyprawe pod Sciane Placzu, raz tylko pomylilam droge: ) Spotkalam milego pana Beduina i wdalam sie w ciekawa dosc rozmowe...: ) Po tej milej i dajacej do myslenia pogawedce wkroczylam w swiat zydowski. Kontrola taka jak na lotnisku przy wejsciu na plac przy Scianie Placzu, nie dziwi mnie to w ogole ale daje do myslenia bardzo, ze to smutne w sumie ze jest ciagly niepokoj i kontrola...pomodlilam sie wiec o pokoj dla tego miejsca i ludzi co je tworza. Wszedzie mnostwo policji i wojska uzbrojonego w karabiny-jesli o mnie chodzi to ja nie czuje sie bezpieczniej...to jakos odwrotnie na mnie dziala-ale nic... Przeszlam sie po uliczkach zydowskiej dzielnicy i wrocilam dystryktem kupieckim; ) Wszedzie rzecz jasna zaczepiaja i probuja na sile pomoc albo zapraszaja do swoich sklepikow...ale ja sie nie dam!: ) Na 15 bylam zmowiona na spacer po Nowej Jerozolimie z ojcem A. i na dobry poczatek odwiedzilismy ss. elzbietanki, mile rozmowy, dobre ciasto i owoce , pyszna kawa przy duzej dozie zartow i smiechu: ) Potem spacer po nowej czesci miasta, male zakupy, krzepiace rozmowy i powrot na chwile do domu. Za jakis czas kolacja i przejde sie do Bazyliki Grobu Swietego, bo wczoraj bardzo tloczno bylo i nie wszedzie udalo sie dojsc i westchnac nawet-taki chaos tam byl: (
Mam lepszy nastroj dzis, bo jakos wczoraj to zmecznie i smutek byl obecny. Ale czuje, ze to zmeczenie podroza bylo. Nie udaje sie oderwac od mysli co w PL tak mocno mnie absorbowaly...nie o to chodzi chyba...tylko o to zeby sie pozbierac i poukladac na nowo wszystko w sobie.
I zaczac dzialac.
Dzien sie nie skonczyl a tyle we mnie zachwytow...coraz bardziej we mnie pulsuje raddosc...
to dobre posumowanie dnia.
http://dominikanie.pl/multimedia/video/m_id,181,rozmowa_ze_sw_jozefem.html?mod_rewrite=multimedia/video/m_id,181,rozmowa_ze_sw_jozefem.html
sobota, 24 lipca 2010
Jerusalem.
Jestem tu...jest zachwyt i chwilowy brak slow do opisania tego co tu widze, co przezywam...nie mam polskich znakow wiec prosze o zrozumienie...:)
Mieszkam 3 no moze 4 minuty od Bazyliki Grobu Swietego: ) Bylam tam dzis.
Ogrom wzruszen mnie tam naszedl-bo to niewyobrazalne, ze tu jestem i moge sobie to wszytsko ogladac, byc, obserwowac.
Pierwsze godziny sa dosc pochlaniajace...musze sie oswoic ze wszystkim.
Bede starala sie pisac systematycznie.
Jest goraco...: )
Dzis oszczednie, bo zmecznie duze.
Shalom!
piątek, 16 lipca 2010
Czas przygotowań.
Niedługo już wyjeżdżam i bardzo się na to wszystko cieszę: ) Najpierw stolica i okolice:) do Piastowa zawitam na całe dwa dni i jeszcze nawet pół w zapasie: ) Pewnie będzie świetnie, bo rozmowy długie i ożywcze i nawet może coś wytrawnego do poczytania wpadnie w ręce...ehu: )
Także cała w przygotowaniach-gromadzę najpotrzebniejsze rzeczy i czekam niecierpliwie...na najlepsze : )
Po odwiedzinach na Mazowszu się przeniosę do Długo Wyczekiwanego Miejsca...: ) ale o Tym Miejscu zupełnie później coś napiszę.
Tymczasem kładę się spać ale przed snem przewodnik poczytam : )
Dobrego.
Także cała w przygotowaniach-gromadzę najpotrzebniejsze rzeczy i czekam niecierpliwie...na najlepsze : )
Po odwiedzinach na Mazowszu się przeniosę do Długo Wyczekiwanego Miejsca...: ) ale o Tym Miejscu zupełnie później coś napiszę.
Tymczasem kładę się spać ale przed snem przewodnik poczytam : )
Dobrego.
niedziela, 11 lipca 2010
Dziwny czas. Dość niefajnie jest.
Generalnie zadziały się dziwne rzeczy...przełożyli mi termin egzaminu na mgr studia...na 5.09-nie ma mnie całkiem wówczas w Gdańsku i PL na dodatek: ( Moja uczelnia okazuje się nieprzejednaną instytucją, która wcale nie dba o dobro studenta...i jak się okazuje nie jest "źródłem rzetelnej wiedzy" jak głosi hasło promujące ugie. Ta historia jest podszyta wieloma wątkami i zawiłościami w których to ja jestem całkiem bezradna i chwilowo bez wyjścia. Totalny potrzask. Jutro dzwonić będę do pani co się zajmuje sprawami studenckimi-do prodziekan znaczy się. Dawno już tak nikt mnie nie zdenerwował a apogeum było w piątek. Odwiedziłam "stosowne władze" jak to się zwać zwykli pracownicy rektoratu i tam spotkałam się dopiero z bezlitosnym formalizmem...ehu. Nie chce narzekać ale jestem zdruzgotana jakimś takim brakiem wyczucia. Naprawdę zrobiłam wszystko żeby podejść jutro do tego egzaminu i mieć to za sobą. Brak wyobraźni "stosownych władz" przyprowadził mnie do odkrycia, że jestem całkiem w tym sama. Liczę na empatię pani prodziekan. I dużą jej dozę.
Poza tym nastały upały. Maligna i stopienie ogólne.
Za dużo emocji ogólnie ostatnio. Czuję się dość wypłukana z radości. Formalizm zabija-ot co.
Tęsknie za Bratem. To też ostatnio się mocno odzywa we mnie. I za spokojem tęsknie i jakimś takim powrotem do siebie.
Ufam, że się zmieni.
Dobrej nocy wszystkim. Duszno dość. Powietrze zastygło.
Poza tym nastały upały. Maligna i stopienie ogólne.
Za dużo emocji ogólnie ostatnio. Czuję się dość wypłukana z radości. Formalizm zabija-ot co.
Tęsknie za Bratem. To też ostatnio się mocno odzywa we mnie. I za spokojem tęsknie i jakimś takim powrotem do siebie.
Ufam, że się zmieni.
Dobrej nocy wszystkim. Duszno dość. Powietrze zastygło.
czwartek, 8 lipca 2010
środa, 7 lipca 2010
nic szczególnego.
- nie dzieje się nic niebywałego...zwykłość i codzienność przeplatana próbami uczenia się... właściwie ostatni czas w spotkania z ludźmi obfity, to fakt. wczoraj całkiem spokojny wieczór z a. i rozmów trochę dobrych, taka zwykła obecność. dziś wieczór nieco szalony w śpiewy i słuchanie dobrych dźwięków i rozmów pełno.
- bardzo mi się nie chce uczyć, czytać, przypominać sobie...mam jakiś wstręt do tego. przesyt chyba.
- jakiś dystans się wytwarza...nie wiem skąd to...
niedziela, 4 lipca 2010
słowo na dziś : )
jeszcze słowo na dziś...takie do przemyślenia w wolnej chwili: )
Cierpliwość jest codzienną formą miłości
(kard. Ratzinger)
Cierpliwość jest codzienną formą miłości
(kard. Ratzinger)
dzielnie niedzielnie.
dziś całkiem rodzinnie i niedzielnie: ) świątecznie i dostojnie :) od wczoraj mamy Gościa prosto zza wschodniej granicy: ) ciocia ukochana przyjechała i będzie z nami jeszcze długi czas. kojarzy mi się bardzo z dzieciństwem i radością, tańcem i kołysankami po ukraińsku śpiewanymi. ma w sobie ogromnie dużo doświadczenia nie nazbyt dobrego...ale mimo tego jest spokojna, bardzo wdzięczna Bogu i ludziom. Taka prosta, nieskomplikowana wdzięczność...jest ciekawym człowiekiem i bardzo lubię z nią rozmawiać: ) za tydzień idziemy do cerkwii. właściwie pojedziemy, bo cioteczka starsza i schorowana wielce. ciocia jest siostrą mojej babci(która mieszka z nami) więc od rana do samego wieczora opowiadają sobie o wszystkim tylko się przemieszczając między pokojem, ogrodem, werandą...niesamowita bliskość...i ciągła chęć mówienia!: ) Radość!
poczytam jeszcze mertona przed wyjściem, bo aż nie wypada tak długo czytać książki; )
lekka senność po słoneczna ogarnia...przetrwać, przeczekać muszę: )
muza na dziś:
http://www.youtube.com/watch?v=WXxD2M7GHb0
dobrego!
poczytam jeszcze mertona przed wyjściem, bo aż nie wypada tak długo czytać książki; )
lekka senność po słoneczna ogarnia...przetrwać, przeczekać muszę: )
muza na dziś:
http://www.youtube.com/watch?v=WXxD2M7GHb0
dobrego!
sobota, 3 lipca 2010
Wakacje.
Wakacje w pełni. Dni długie i niczyje...człowiek sennie przedziera się przez upał; ) Lubię takie temperatury. Ciepło daje bezpieczeństwo w końcu; ) Czas odpoczynku zaczął się intensywnie albowiem z dniem 30 czerwca wybrałam się na przejażdżkę rowerową i była ona wyśmienita. Wybornie udana:) Pogoda sprzyjała i miło się pedałowało bardzo. Rozmowy a właściwie słuchanie intensywne i ważne bardzo. Nic tak dobrze nie robi jak wsłuchanie się w Kogoś i Jego przemyślenia. Pozorne "nic niemówienie" bardzo dobrze robi człowiekowi...bo ja np. dużo czerpie z tego, że mogę niczego nie komentować. Taka postawa niekiedy o wiele bardziej otwiera Cię na Drugiego. I dziękuję Ci, że w tym jestem całkiem wolna, że nie muszę mówić i ciągle się do czegoś ustosunkowywać. Po wybornej wyprawie był zjazd na wyspę. Miły wieczór i jeszcze milszy spacer.
Dni kolejne do dziś nieco leniwe i trochę spotkań było. Z ludźmi dawno nie widzianymi. Od następnego tygodnia intensywne przygotowania do wstępniaków. Już mnie to trochę stresuje...
Jeszcze zapodam piosenkę, która bardzo określa dni wakacyjne i dobrze się kojarzy. Z dzieciństwem bowiem!!! : )
http://www.youtube.com/watch?v=WHyydqjYkdA
: )
Subskrybuj:
Posty (Atom)