czwartek, 30 września 2010

W niebie będziemy odpoczywali i oglądali, będziemy oglądali i kochali, będziemy kochali i wychwalali. Oto co będzie na końcu, ale bez końca. Bo jaki inny jest nasz cel, jeśli nie dojście do Królestwa, które nie będzie miało końca?

środa, 29 września 2010

Taki czas nastał ,że dużo rozmów, ze sobą bycia, modlitwy, wzruszeń, płaczu.
Dziś z przyjaciółmi znów się spotkaliśmy po wspólnej mszy i zaczęliśmy konkretną pomoc planować i rozdzielać zobowiązania. Nie ma stagnacji i ciemności, która demotywuje...jest tyle rzeczy do ogarnięcia.
 Ps 91

...Okryje cię swymi piórami
i schronisz się pod Jego skrzydła:
Jego wierność to puklerz i tarcza.
W nocy nie ulękniesz się strachu
ani za dnia - lecącej strzały,(...)
 bo swoim aniołom dał rozkaz o tobie,
aby cię strzegli na wszystkich twych drogach.
Na rękach będą cię nosili,
abyś nie uraził swej stopy o kamień.
  Będziesz stąpał po wężach i żmijach,
a lwa i smoka będziesz mógł podeptać.
  Ja go wybawię, bo przylgnął do Mnie;
osłonię go, bo uznał moje imię.
Będzie Mnie wzywał, a Ja go wysłucham
i będę z nim w utrapieniu,
wyzwolę go i sławą obdarzę.
Nasycę go długim życiem
i ukażę mu moje zbawienie.


 Bóg jest dobry. Pełen miłosierdzia i łaski.

poniedziałek, 27 września 2010

...

 [*]
Wczorajszy wieczór, noc i kolejne dni będą trudne. Takie jedne z najsmutniejszych w życiu. Wczoraj zginął dobry kolega z duszpasterstwa akademickiego. Zostawił żonę i maleńką córkę- Lenkę. Zupełnie nie wiem jak to poukładać w głowie, jak to zrozumieć. Na razie nie mogę...nie umiem zupełnie. Tyle wspólnych wypraw, ważnych doświadczeń przeżywanych wspólnie i razem z dawną ekipą...a teraz Cię nie ma. Wczoraj jak tylko dostałam telefon to pierwszym odruchem, działaniem było spotkanie się na mszy wspólnej o 21. ja nie mogłam dojechać-niestety ale pamięć w  modlitwie była w tej samej godzinie. Cały czas kołacze we mnie pytanie: dlaczego? po co? jaki jest tego sens?
Mam takie zdjęcie z rowerów kaszubskich z duszpasterstwem-to było jakieś 4 lata temu chyba...po jednej stronie stoi Jacek(zginął 3 lata temu w nowozelandzkich górach) jestem ja na tym zdjęciu i po prawej stoi Krzyś. Nie ma Go od wczoraj...to są ogromnie osobiste straty...pisząc ten wpis łzy spływają po policzkach.
Krzyś! dziękuję Ci za Twoją obecność. Byłeś Dobrym Człowiekiem.
...

Shalom.

Shalom Miriam.

pięknie.
Jakoś tak ostatnio miałam kryzys z powodu pisania tego bloga. Chodzi mi o powierzchowność moich wpisów tu i o uzewnętrznianie się... Poza tym znów jestem chora, Tym razem moje sławetne zatoki... Chyba zażegnałam ten kryzys blogowy więc nadal będę od czasu do czasu wypisywać jakieś krótkie notki i przemyślenia moje. Dziś jest tak jesiennie,że chyba bardziej się nie da: ) Z nieba deszcz siąpi intensywnie, zimno i ogólna szaruga ale mimo tego tak bardzo lubię tę porę roku. Mam dopasowaną muzę na dziś do tej aury: bardzo lubię zatem polecam posłuchać reszty utworów.
Bardzo fajny weekend był. Pracowałam nieco i chillowałam też: ) Z ludźmi bycie dodaje dużo energii. Dużo śmiechu i żartów, zabaw nie do końca na wysokim poziomie; ) rozmów i nawet ciszy: )
Dostałam wczoraj 8 książek zatem pókim w domu schorowana zamierzam się nieco przymierzyć do tych lektur. Zaczęty Chwin, Huelle, Terzani...i jeszcze te 8 w zanadrzu...będę czytać nie ma co:  ) Na dobry początek tygodnia kawałek poezyji wkleje: ) bo bardzo też lubię. Może zmienie charakter bloga?i będę się dzielić tylko tym co mnie inspiruje...; )Się zobaczy.

Nic nie zmienia poezja największa
najpiękniej ośpiewany ból
i przyjdą nowi do nowego
a ty kamieniu proś o westchnienie
A wokół lecą oszalałe liście
i słońce przez ich przetak się przesiewa
ciepłe ogrody stoją w zwykłym plonie
jesieni tak i ja nie gonię piękna
ono jest albo go nie ma
i to nie wtedy gdy się komu zdaje
chyba,że idzie już na samym końcu
gdy nie ma komu go wysłowić
                             Anna Kamieńska

Idę zaparzyć herbatę z sokiem babcinym malinowym. Dla zdrowotności. W tym smętnym dniu tylko czytanie pozostaje: ) dobrego.

niedziela, 26 września 2010

niedzielnie.

już całkiem na chillu. nadal jestem na wrocławskiej i jest genialnie leniwie. weekend jest bardzo udany. wyśmienicie i wybornie wręcz. poza tym to już ponad tydzień jak wyjechałam z IL. i dużo się zadziało przez ten czas...doprawdy.we mnie i na około. mam ogromnie dużo przemyśleń jakiś takich, które noszę w sobie i nie wiem do końca zupełnie czy chcę je wyartykułować...nawet nie wiem czy chce tego bloga dalej pisać...tak się podziało.tymczasem wracam do zesobąbycia: ) dobrej niedzieli wszytskim.

czwartek, 23 września 2010

jesień jest absolutnie cudna. ciepła i złota. ogólnie przeżywam zachwyt. tylko rankiem tak marznę okrutnie...do szpiku...nie wrócą te dni gdzie już o 8. było 24 stopnie...ehu. trzeba się przyzwyczaić, bo cieplej nie będzie. jutro jesienne grzybobranie czyli akcja: "dla wszystkich starczy grzyba". i ciąg dalszy wakacji. to jest najbardziej super chyba...: ) weekend zupełnie na chillu się szykuje. czyli wrocławska 15 welcome: ) a tam: zesobąbycie: ) i przejawy wszelakie tego. wracając do mojej jesiennej zadumy to tak naprawdę lubię jesień i w niej "brodzenie". lubię kiedy wszystko złoci i się i brązowieje. to jest zupełnie genialne!
dziś byłam nad morzem. tak wieczorem na rowerze całkiem. żeby jakoś poukładać rzeczywistość nową. i ludzi w niej. bo się dzieje.zawrotnie wręcz. sen by się przydał, bo ostatnio go jakoś nad wyraz za mało...zmęczenie. ogromne wręcz.

środa, 22 września 2010

chos. ogólnie.

dużo się dzieje. powroty, nawroty, spotkania, rozstania...
w najbliższej przyszłości dużo działań. daje to dynamiczność...nie ma co.
tymczasem jeszcze na chwilę trzeba się skupić i skoncentrować. zawalczyć. warto jak się zdaje.
pójdę już. chyba z tej intensywności w sen się udam.
a! i nie ma takich rzeczy z których byśmy nie wyszli...trzeba walczyć o radość.

poniedziałek, 20 września 2010

Wróciwszy.

Całkiem wróciłam. Przeziębienie i ogólne osłabienie gratis dostałam od tej powrotnej podróży. Powoli wracam do "siebie". Dzień rozpoczęty od pysznej herbaty i cubita negro-też jak najbardziej sprawiedliwych; ) przez to jeszcze bardziej smakowitych. Dużo emocji towarzyszyło temu mojemu wracaniu i pierwszym chwilom tu. Na szczęście powoli  się oswajam. Zupełnie wszystko intensywne przez te ostatnie 3 dni. Dziś naukowo. Jak najbardziej chcę  ten czas poświęcić czytaniu. Fajne rzeczy w sumie, bo z sztuką związane. Wczoraj też robiłam przymiarki do uczenia się i w każdym razie pierwszą rzeczą jaką przeczytałam była mała notatka o czaszkach z Jerycha; )nawet się ubawiłam.Nic trzeba wracać. Za oknem szaruga zupełna. Mój dom cały zatopiony w ciszy, ja dopijam pierwszą poranną herbatę i bardzo mi się kojarzy z takimi chwilami taki utwór: ... jak właśnie ta chwila w której teraz trwam.

poniedziałek, 13 września 2010

Inspiracje.

Mam wrazenie,ze ciagle jestem "narazona" na inspiracje. Dzwiekami, ludzmi, pogoda, klimatem tegoz miasta, dobrocia ludzka, taka calkiem zwyczajna w codziennosci sie objawiajaca. Tak co rusz i nieustannie. To wszystko sprawia,ze jakos chyba trudno mi bedzie stad odjezdzac. Tak cos czuje. Duzo by pisac o tym co mnie i kto mnie tu spotyka...moze jakos przeleje moja wdziecznosc tu-choc nie wiem czy sie na to zdobede w ogole.Muza, ktora mi dzis towarzyszy- przez przypadek odkryta jest tu, bardzo jakos mi przypadla do gustu.

Dzis na wysmienitym spacerze bylam. Takim fotosowym calkiem. Pogoda sie wyklarowala wiec mozna bylo ruszyc na zwiedzanie i fotosow robienie. Mile towarzystwo wiec wszystko jak najbardziej udane. Dzien jakos wybitnie zmeczeniowy i slaby fizycznie. Za duzo slonca...chyba.

Bylam na weekend u znajomego. Bardzo fajne okolice i pieknie po prostu(Latrun, Emaus...)-choc malo spalam, bo jakies male zwierzatka sie probowaly do mojego pokoju zainstalowac to bylo mi tam fajnie. Przyroda i okolicznosci nadmorskie przyjemne nieslychanie. Trudno bylo mi tylko jakos tak tylko sie do konca nie stresowac...tymi wszedobylskimi zwierzatkami. W ogole w Latrun jest bardzo piekne opactwo Trapistow. W takiej zupelniej zielonosci i dziczy sie znajdujace. Ojcowie maja ogromne polacie gruntu. A tam ciagnace sie w nieskonczonosc planatacje winogron oliwek...raj. Ogromny spokoj i cisza tam. Mysle,ze pobyt w takich miejscach daje czlowiekowi mozliwosc powrotu do siebie. Do takiej harmonii i   ciszy, ktora wszyscy nosimy w sobie. Zatem bardzo fajnie,ze tam bylam-choc na moment. Zdjec jest znacznie wiecej z tej wyprawy weekendowej i dzisiejszej ale zupelnie te zdjecia w rozsypce. Nie umieszczone na picasie. Dlatego jakos nie umieszczam ich tu.



*Z dedykacja dla DA Gorka zrobilam fotos na plazy. Bo calkiem czasem do Was teskno. I bez Was to nie ma calkowitego fanu...tylko zalazki; )
Takze w jakas wyprawe daleka nalezy nam sie wybrac...*

Ide. Zregenerowac sie trzeba. Noc spokojna by sie przydala.


piątek, 10 września 2010

Wieze z kamienia.

To tytul ksiazki Wojciecha Jagielskiego. Przeczytalam ja w te wakacje. Najmocniej mna wstrzasnela. Jest to opowiesc o Czeczenii, o jej mieszkancach i calkiem partyzanckiej wojnie. Ksiazka w bardzo precyzyjny sposob ukazuje dwie najwazniejsze persony tamtej wojny. Szamil Basajew i Aslan Maschadow sa prawie glownymi bohaterami tego reportazu. Autor pokazuje dwie postawy owych dwoch panow: poczucie obowiazku, troski i bezgranicznego szalenstwa bez zadnych konsekwencji-kto zgadnie ktorych z nich byl bezgranicznie szalony? : )
Wieze z kamienia to opowiesc o wolnosci i jej granicach. O przekraczaniu tych granic. O niekonczoacych sie obietnicach...ktorych nikt nie moze spelnic. W ogole wieze z kamienia to obiekt architektoniczny: ) Zaczeto je budowac na Kaukazie by sluzyly za schronienie kupieckim karawanom. Pozniej zamieszkali w nich kaukasy gorale a wieze staly sie symbolem ich tosamosci i odrebnosci. Swoistym lacznikiem miedzy przeszloscia a terazniejszoscia. Mityczna oaza rowniez. Ucieczka i schronieniem. Bardzo godna i powazna lektura. Lubie takie. Bo calkiem poszerzja horyzonty. Mocniej uwrazliwiaja i obalaja stereotypy.
Mysle sobie o tym czasie tu...ze wiezami z kamienia dla mnie sa niekiedy ludzie. Calkiem nieprzystepni, zamknieci. Chroniacy swoich granic za wszelka cene. Przy tym bardzo siebie i innych kiereszuja bo przybieraja pewne postawy ktore calkiem nie sluza i nie  wyswiadczaja dobra-nikomu po prostu. Pozorna kontrola sytuacji jest tylko powierzchownoscia...straszna rutyna. Spotkanie z drugim czlowiekiem jest szansa, dawaniem okazji sobie na zwyczajne poznanie i pobycie z tym kims. Wtedy chyba serce sie poszerza. Zwyczajnosc jest wowczas szalenie prosta. Nie mozna w koncu zostac taka wieza z kamienia do konca...bo sie okaze,ze bardzo szybko sie rozpadnie owa wieza na male kawalki...hm. Taka refleksja mi przyszla. Jakos taka ogolna jest i sie nie odnosi za bardzo do nikgo...no chyba,ze do moich przedziwnych dwoch sasiadek; )tak to dla nich ten wpis; ) zartuje rzecz jasna: ) Na dobre zakonczenie tego dnia. Jakos koncowka intensywnoscia tchnela...przy scianie placzu bylam popatrzec na radosc ze swietownia naszych braci i to starszych w wierze. Mysle,ze koncowka dobra bedzie moj ulubiony Matiyashu.
Jerusalem...
">

czwartek, 9 września 2010

zupelnie zwyczajnie.

Wczorajszy dzien wydawal sie calkiem stracony. Jakis taki dziwny nastroj dopadl mnie i nie chcial opuscic. Stoczylam ogromnie mozlona walke o powrot do pierwotnej radosci. Udalo sie. Dzien zwyczajny. W biblio. Wieczor zas w bardzo milym towarzystwie spedzony. Na kolacji calkiem pozegnalnej. Bardzo mily czas, prawie calkiem w jezyku wloskim przegaany w przewyzszajacym towarzystwie polskim; )Takie czasy!: ) Ale naprawde sie przyzwyczailam i nie robi mi to juz zadnej roznicy w jakim jezyku mowi sie przy stole: )
Cenny czas. Bo lubie tak po prostu sluchac. I byc z ludzmi.

Poza tym druga czesc wieczoru spedzona w calkowitym towarzystwie wloskim; ) szulerskie rozgrywki karciane nastapily: )Ciekawie, przyjemnie i duzo smiechu bylo. I nauczylam sie kolejnej gry: )

W te wakcje czytam rozne ksiazki, artykuly, streszczenia, opracowania, dziela zebrane, skrypty...; ) zupelnym hitem jenak byly  Wieze z kamienia ale o tym to jutro napisze,  bo czas goni. Trzeba intensywnosc zaczac: )

Nowy Rok.

ŻYDOWSKI NOWY ROK - SZANA TOWA!


fotos : TP.
8 września o zachodzie słońca rozpoczelo się święto Rosz Haszana, żydowski Nowy Rok - 5771 wedle hebrajskiego kalendarza. To święto upamiętnia stworzenie świata, przypomina o sądzie Bożym, otwiera też dziesięciodniowy okres pokuty trwający do święta Jom Kippur.

środa, 8 września 2010

jakoś tak dziś...

dziś dość dziwny jest dzisiejszy dzień.
od samego momentu przebudzienia się.
zatem muza tylko jedna przychodzi do głowy.


poniedziałek, 6 września 2010

muza na dobry dzień.

dwa utwory na dobry dzień.

oto pierwszy: ) a tu drugi kawałek .

dobrego.

la vida secreta de las palabras.

Lubię ludzi. Nawet bardzo. Uwielbiam być, coś tworzyć razem, spacerować,rozmawiać, biegać, śmiać się do utraty tchu, spędzać długie godziny na piciu herbaty, kocham podróżować z nimi, urządzać wyprawy rowerowe, eskapady nad morze. Lubię do nich mówić, być słuchaną i cenne to jest kiedy oni mówią a ja nie muszę niczego komentować. Tylko po prostu się zasłuchiwać. Lubię takie momenty kiedy po całym dniu wędrowki górskiej albo jakiejś innej; ) np. rumuńskiej docieramy do wytyczonego celu-w całkowitym zmęczeniu-siadamy i jesteśmy ze sobą najzwyczajniej. Pijemy herbatę i rozmawiamy długo w noc. Albo taki moment kiedy wakacje się zaczynają i robi się różne szalone rzeczy. Na przykład: całonocne rozmowy na balkonie i snucie planów na najbliższą przyszłość. Cenię takie momenty kiedy siedzimy przy kominku w jakimś kaszubskim domku i gramy w najróżniesze gry. Szalonością jest aktywność nocna po 10h spędzonych na stoku w Korbielowie...gry najbardziej ruchliwe i najmocniej wymagające intelektualnego wysiłku...Jakoś taką wdzięczność mam w sobie za moich Przyjaciół. Dziś jakoś mocniej.

Weekend ostatni całkowice szalony. Choć nie zapowiadał się taki...: ) Sobota leniwa dość. Taka kodnycyjna; ) Za to wieczorem w końcu się udało film zobaczyć. Komedia. Taka amerykańska bardzo. Ale warto się zrelaskować. I uśmiać tak,że aż płuca bolą od nadmiaru przepływu powietrza. Tym razem miałam inhalator; ) Niedziela zupełnie i bardzo zapełniona. Od świtu samego do wieczora. Ale o tym będzie zupełnie osoby wpis. Tak się zdaje. Choć...może później po prostu foto i filmo relację tu umieszczę. Byłam na greckiej procesji. Takiej, która "odnosiła" Maryję na miejsce : ) I zamęt,chaos był przy tym niebywały. Dużo śpiewu, ludzi i ogólnej radości. Trzeba to zobaczyć; )

Reszta dnia bardzo intensywna w spacery. I ludzi. Zupełnym hitem dnia jeśli mogę w ogóle użyć takiego określenia była Eucharystia w hebrajskiej wspólnocie chrześcijańskiej: ) Piękna, wymowna liturgia. Śpiew cudowny. Dla ucha miłe hebrajskie półtony: ) Wieczór zupełnie spokojny. Na rozmowie spędzony. W miłym izraelskim mieszkanku.

Ludzie są darem. Ogromnym zadaniem. Czasem są tylko na chwilę. Na moment. Lecz to nic. Dzięki nim odzyskujemy życie. Warto z nimi tworzyć. Być po prostu-nie oczekując. Życie jest w końcu ukryte w słowach.

sobota, 4 września 2010

rytm to niesmiertelnosc.

wczorajszy dzien bardzo jakos taki nerwowy. sprawa z mgr sie troche odmienila i calkiem nie jest po mojej mysli. duzo wczoraj kombinowania, kontaktowania sie, rozmow i rad. mysle, ze sie ulozy. zreszta przyszly wiesci z PL, ze  innym drogim osobom jakos tez sie nie wiedzie nadzwyczajnie w bojach naukowych. zatem chwilowe zmartwienie tez tym. jednak trzeba miec jakis plan na najblizszy czas. kilka pomyslow przyszlo do glowy. bedzie jakos.

rozmawialam z stefkiem dzis i jakos sentymentalnie sie zrobilo. jakby pieknie bylo z wami zaspiewac jeszcze.moze sie nadarzy po powrocie.

wybralam sie wczoraj na targ zydowski. w poszukiwaniu pysznych owocow po tanioszce i fotosow. udaly sie te dwie kwestie polaczyc. byl halas i ogolny zamet ale udalo sie z tego wyjsc zwyciesko. nawet bardzo. dzis od rana towarzyszy mi ta muza i jakos nie opuszcza. bardzo lubie te plyte. rytm to niesmiertelnosc w koncu, a taki rytm to zwlaszcza: ) od rana intensywnosc jerozolimska. spacery wszelakie i przepychanie sie pomiedzy rosyjskimi pielgrzymami i arabami: ) bezcenne. nawet mnie to nie irytuje juz. sie idzie przyzwyczaic.
rano w Bozym Grobie byla msza po PL, chyba moja ostatnia tam. mocne slowo dajace nadzieje uslyszalam. zatem jest 10.25 a ja juz tyle intensywnosci mam w sobie.

dzien piekny sie zapowiada. turystyczno-odpoczynkowy. zatem: ku przygodzie!na dobry koniec postu: polecam .

czwartek, 2 września 2010

niebyawle roznorodne mam tu dni. sa calkiem tak od siebie odlegle...niekoreslenie przepastnie inne.generalnie jest spokojnie. pracowicie. dzis mnie moje pieczatkowanie i przenoszenie zapieczatkowanych rivist zmeczylo...nieco tylko. taki dzien.bywa.
dzis wracajac z "dolu" przechodzilam jak zwykle swoim ulubionym skrotem; ) i co zobaczylam?! strach mnie ogarnal poniewaz liczba wezy sie podwoila wrecz potroila. byly dwa boa i jakies  3 czarne dlugie z czerownym zygzakiem na grzebiece,ze tak powiem. poza tym gadzim,obslizglym folwarkiem byl tez zolw...ale taki ogromny...z 1,5 metra mial i pewnie wazyl z 50kg...ogromnie za duzy do klatki w ktorej byl; ( dziwie sie za kazdym razem jak tamtedy przechodze...
dobra nute znalazlam dzis oto ona  bardzo polecam. ciekawie i mistycznie spiewaja. odkrycie dnia; )
mam jakos duzo w sobie dzis takiej refleksyjnosci; ) jesien w koncu: ) choc nie tu ale utozsamiam sie z krajem mym w pelni; ) pierwsza refleksja to taka,ze to miejsce w ktorym jestem choc to mocne slowo nie zawacham sie go uzyc; ) odziera z wszelkich zludzen.jakos bardziej otwieraja mi sie oczy: na ludzi, sytuacje relacje. czuje niesamowita wdziecznosc. bo w koncu trzeba mocno po tym swiecie chodzic. Coraz bardziej tego doswiadczam.
na koniec dnia troche oczy sie zamykaja. poczytalam, poszlam na spacer. porozmawialam. wazny kazdy moment tutaj. a tu cos zupelnie z innej polki muzycznej. na dobry koniec dnia. choc smutne i bardzo sie kojarzy. to lubie. milego zasluchania.



środa, 1 września 2010

1 wrzesnia

Dzien zupelnie bogaty. W radosc przede wszystkim. Taka co towarzyszy od rana samego. Od przebudzenia...od pierwszego otwarcia/otworzenia* ; ) oczu...i towarzyszy mi to uczucie caly dzien. Z niecierpliwoscia czekam momentu kiedy sie poloze-ale nie dlatego zem zmeczona ale dlatego zeby poczuc jutro ta sama albo spotegowana radosc. Czekam. Niech sie wydarza.

Jakos tez dzien bogaty w relacyjnosc. I bycie z ludzmi. Z rodzina przez tel.(zawsze to cos: ) i opowiesci o Nowym Malenstwie...ze spokojnie rosnie i ma sie dobrze. Bracie-Tato dzielny badz! Poza tym wiesci z Krk,Gdanska i Bulgarii. Intensywnie nieco. Wieczor zaplanowany byl na filmu ogladanie.Ale z projekci nici, bo transfer za slaby ale jutro to nadrobimy. Przynajmniej porozmawiac mozna bylo spokojnie.

Wdziecznosc jest we mnie. Ze ludzie wazni sa. Tak daleko ale zarazem bardzo obecni.W mojej tu rzeczywistosci. Teskno za Wami. Czasem mysle,ze jakos nam sil i zycia nie starczy zeby dziekowac za ludzi. Przelewajaca sie dobroc. Na dodatek nie widac konca tego dobra: )
Czekam bardzo na moment kiedy siadziemy z herbata i opowiem Wam wszystko: ) Z niektorymi nawet, ponoc!; ) to z jakims czyms ciekawszym niz herbata; )Wszystko w swoim czasie: )

Ide. Czas jest nieprzychylny; ) Umyka...

w rocznicę. kolejną.


wolność.to ogromny dar.